15.06.2005 :: 18:01
No więc muszę opisać moją wspaniałą klasową wycieczkę w Bieszczady. Jechaliśmy razem z klasą 3a i 3g pociągiem. Z Bydzi wyjeżdżaliśmy o 20.18. Kiedy wsiedliśmy do pociągu nie było widać miejsc, ale póżniej kiedy już ruszyliśmy usiadłam z Agą S., Roką, Agatą, Piotrkiem, Tymkiem, Szymonem i jeszcze jakimś facetem, który wcześniej tam siedział. W Poznaniu mieliśmy przesiadkę i czekaliśmy na dworcu około godziny. Pociąg, który podjechał był totalnie zatłoczony, tak że ledwo co część naszej grupy nie wsiadłaby do pociągu. Oczywiście musieliśmy siedzieć na korytarzu. Ja wsiadłam do wagonu tylko z Emką, Olimpią, Mają, Kasią, Patrycją i Magdą z 3a. Chwilę po starcie pociągu przyszedł do nas pan Szulgit. Dowiedzieliśmy się od niego dlaczego pociąg jest taki zatłoczony. Otóż żołnierze i ch goście wracali z przysiąg. jeden nawet zaproponował Olimpii browarka. Nie wiem dlaczego ale do Krakowa jechaliśmy przez Wrocław i Opolole. Doma chciałam ci wysłać sms-a ale była 2 nad ranem!. Dopiero w Katowicach mogliśmy wejść do przedziałów. No więc dojechaliśmy do krakowa ok. 6.33 i mieliśmy podzielić się na trzy grupy: jedna idzie do kina, druga na basen a trzecia na starowkę. Ja wcześnie wybrałam starówkę, ale późnie bardzo tego żałowałam. Ze zmęczenia zaliczaliśmy wszystkie ławeczki, które były po drodze. Zwiedzaliśmy Wawel, jakieś dawne miasteczko żydów, i stary rynek. Kiedy mieliśmy czas wolny usiadłam sobie na jakimś murku. Miałam pecha bo usiadłam na gumie do żucia!!! :(. Kiedy my bylismy w Krakowie, czyli o4.o6 odbywały się dni Krakowa i były tłumy ludzi. widziałam nawet Elę- francuzkę z "Europy da się lubić". Pciąg mieliśmy o 15 z groszmi nie pamiętam dokładnie. Kiedy weszliśmy do niego było tak goroćo,że zdecydowałam się pójśc z Dorka do sklepiku po zimna wodę, ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu. Gościówa ze sklepiku dała nam wodę totalnie zmrożoną! Nie miała inne j zimnej więc ją wzięłyśmy. Do Sanoka jechaliśmy ok 5 h. dojechaliśmy tam ok 22. Miał tam na nas czekać autokar żeby zawiózł nas do ośrodka pod sanokiem. przed dworcem stała wprawdzie autokar, ale nie nasz. Pani Zakrzewska szybko wyjaśniłe tę sprawę i jednak nim pojechaiśmy. W ośrodku rozdali nam klucze do domków, a następnego dnia mieliśmy stawic się na zbiórce chyba o 10 ale juz nie pamiętam. Kolację i śniadanie mieliśmy sobie przygotować sami z prowiantu który był w lodówce. następnego dnia z rana Tomuś chodził chyba po wszystkich do mkach i rozpowiadał, że ser, który jest w lodówce jest przeterminowany. Później pani Tomkiewicz powiedziała nam, ze to była data ważenia, a nie data ważności!! :):):P):)Przed wyjściem z ośrodka na szlak IKON Lemur stwierdził, ze woli zwiedzać ikony w swoim komputerze,a nie takie beznadziejnę ikony jak tu, a Patryk wkurzył się, że ma dwie kreski zasięgu, a nie może zadzwonić i rzucił komórką w pole, ale już jej nie znalazł, chociaż cała wycieczka szukała jej przez pół godziny. w końcu wyruszyliśmy na ten beznadziejny szlak. Zwiedziliśmy dwie cerkwie, a później się zgubiliśmy.Czhłopacy z 3 klasy pocieszali nas śpiewając śmieszne piosenki, a First poganiał nas mówiąc jadymy jadymy. Chodziliśmy po kostki w błocie, ale dpoiero kiedy przeszliśmy 3km nasi wychwawcy zorientowali się, że coś jest nie tak. Na szczęscie w połowie drogi powrotnej przyjechał po nas dżipem właściciel ośrodka w którym mieszkaliśmy. Pięcioosobowym dżipem jechaliśmy w 15 osób:):):). Na obiado kolacje była jakaś zupa bieszczadzka i kotlety mielione z kaszą gryczaną:P. Od 21 mielismy dyskoteke, która trwała do 00.30. Po dyskotece Monia spytała się Macieja czy coś pił bo tak dziwnie wchodził po schodach, a on odpowiedział że nic nie pił tylko drzewo na niego spadło. Następnego dnia mieliśmy wchodzić na Tarnicę z przewodnikiem, ale na tarnicy było za zimno więc weszliśmy na Małą Rawkę. Byłam jedną z pierwszych którzy weszli na szczyt. Kiedy schodziliśmy zaczął padac deszcz i Agnieszka z 3a przewróciła się wybijając sobie bark. Musielismy pojechać z nią do szpitala w Lesku, tyle, że my w tym czasie kiedy ona była w szpitalu my mieliśmy czas wolny. kiedy wróciliśmy do ośrodka czekało na nas ognisko. Podczas niego Kasia miała japonki, a Lemur podchodzi do niej i mówi: - O, masz Japonki, a ja chinki, albo nie koreanki! Następnego dnia wyjeżdżaliśmy już z ośrodka, ale mieliśmy zwiedzać Sanok. tyle, że dwie osoby musiały gdzieś zostać (nie moge napisac gdzie bo to taki nieprzyjemny incydent i nauczyciele zabronili nam tego rozpowiadać). w drodze powrotnej w każdym pociagu siedzieliśmy, a było ich sporo. Nad ranem wszyscy chcieli wykończyć klisze i robili zdjecia z zaskoczenia. a zapomniałam napisać że w trakcie przesiadki oderwał mi się pasek od sandałów, które miały zaledwie dwa tygodnie. P.S. Opisałabym jeszcze więcej ale juz mnie ręce bolą od pisania, a poza tym niektórych wątków zabronili nam opisywać nauczyciele.:):):):)